wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 4


Zanim zaczniesz czytać - kliknij tu (klik) i przeczytaj bardzo ważną rzecz. x

*Laura P.O.V

To była ciężka noc. Szybko zasnęłam, ale gdy spałam i chciałam się przekręcić momentalnie się budziłam, bo czułam ból rozchodzący się w brzuchu. Wiem, że blondyn nie mógł przeze mnie spać, ale nic nie mówił. Wytrwale leżał na ziemi. Około godziny szóstej udało mi się już normalnie zasnąć. Obudziły mnie dopiero zapachy pochodzące z kuchni. Spojrzałam na ziemie i zobaczyłam, że blondyna już nie ma. Wstałam i przeszłam do kuchni w której plątała się Rydel roznosząc jedzenie dla każdego przy stole. 
- Mam dla ciebie naleśniki. - powiedziała do mnie blondynka i wskazała wolne miejsce przy stole. Uśmiechnęłam się do niej miło, wolnym krokiem podeszłam do stołu. Rana w brzuchu bardzo mnie bolała. Do kuchni wszedł Riker i nawet na nikogo nie spojrzał.
- Cześć? - rzuciłam nie wiedząc o co chodzi.
- Jak się czujesz?
- Mniej więcej. Bardzo mnie boli gdy chodzę. - pokiwał w odpowiedzi głową.
Złapał za sok i wziął jedną szklankę. Rydel chciała dać mu naleśniki, ale rzucił na nią tylko okiem i wyszedł z kuchni. Wiedziałam, że chodzi o to, że mają przed nim tajemnice. Z Rikera można było czytać jak z książki. Było mi z tym źle, ja nie gadałam z siostrą i nie mam do niej zaufania. Oni mają do siebie i mimo to przeze mnie zaczynają się między nimi spory. Odsunęłam krzesło trochę się krzywiąc. Wstałam i ruszyłam wolnym krokiem na górę. Zapukałam przed brązowymi drzwiami. Leciutko zapukałam i usłyszałam ciche 'prosze'. Weszłam i rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie były porozwalane ubrania, a na szafkach znajdowały się brudne naczynia. Okno było zasłonięte, a pokój był lekko oświetlany tylko przez lampkę, która stała na biurku i była przykryta bluzką. Riker leżał na nie ruszonym po nocy łóżku, na którym walała się poduszka i była zawinięta w jakiś dziwny sposób kołdra. Popatrzył się na mnie i odłożył laptopa.
- Coś się stało? Nie powinnaś wchodzić na górę z tą raną.
- Chcę cie wyciągnąć na spacer, teraz.
- Nie powinnaś. - popatrzyła się na niego ze zdziwieniem. - Chodzi mi o to, że powinnaś leżeć i odpoczywać. Zresztą nie jestem w najlepszym humorze, przepraszam.
Stanęłam i popatrzyłam na niego z obrażoną miną, na co jękną i wstał. Blondyn podszedł i otworzył  mi drzwi, a ja tylko stanęłam i założyłam ręce krzyżując je na klatce piersiowej.
- No co?
- Najpierw się przebierzesz, potem wyszorujesz zęby. Ja w tym czasie zrobię ci coś do jedzenia i do picia. Dopiero w tedy będziemy mogli iść. - powiedziałam pewnie, a blondyn zrezygnował i podszedł do komody. Bacznie obserwowałam co robi Riker. Uśmiechnęłam się na wygraną. Blondyn otworzył szafkę i wyjął z niej bieliznę i wziął kilka nowych ubrań. Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, a w kuchni dalej był tłok. Bez słowa podeszłam do swojego miejsca w którym miałam dzisiaj siedzieć. Wzięłam swój talerz z naleśnikami i postawiłam go na najbliższym dla wyjścia miejscu. Nalałam do wolnej szklanki picia. Spojrzałam za siebie i spotkałam się ze spojrzeniem reszty. Do kuchni po krótkiej chwili wszedł ogarnięty Riker i usiadł przy stole. Szybko wszystko zjadł i wypił picie. Gdy Riker skończył jeść, zabrałam mu sprzed nosa talerz i kubek, aby je zmyć.
- Już?
- To raczej ja powinnam cie o to zapytać. - popatrzyłam na niego i lekko się uśmiechnęłam. Przytaknął głową i bez słowa wyszedł z kuchni.
- Mamy dzisiaj koncert, więc wrócisz ze mną samochodem po wszystkim.
- Rocky, luz. Nic mi się nie stanie, wrócę sama. - zaśmiałam się lekko.
- Tak wczoraj też tak pewnie myślałaś.
Przewróciłam oczami i wyszłam za Rikerem. Szliśmy w ciszy w kierunku parku.
- Wiesz, że twoje rodzeństwo chce dla ciebie dobrze? Dlatego ci tego nie mówią.. - w końcu przerwałam ciszę, a Riker stanął i popatrzył się na mnie.
- To dlatego chciałaś, żebym cie odprowadził? Proszę cie, nie mam pięciu lat, że będziesz mnie pocieszać. - powiedział i zaczął iść w stronę domu.
- Riker do cholery. Każdy czasem potrzebuję wsparcia to nie jest przecież nic złego.
- Dziewczyno, ty nie masz kontaktu ze swoją siostrą, więc powinnaś najbardziej wiedzieć, jak bardzo boli to, że rodzeństwo się od ciebie odsuwa. Jednego dnia jest dobrze, a drugiego nie. A kolejne dni mijają coraz gorzej, bo jedyną pukającą osobą do twoich drzwi jest dziewczyna, której jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle nie znałeś. Twoje rodzeństwo nie rozmawia z tobą. Nawet z Van się nie lubią, a mówili jej różne rzeczy. Nikt z mojego rodzeństwa jej nie lubi. No może trochę Rydel, ale tylko ze względu na mnie. Aż tu nagle pojawiasz się ty, a ja nie wiem co się dzieje... I kontakt się urywa! - Riker wykrzyczał mi to prosto w twarz, a ja poczułam się cholernie źle, tak przecież to naprawdę tak wygląda. - Przepraszam, poniosło mnie..
Riker usiadł, a ja zaraz koło niego.
- Powiem ci o co chodzi. Ale musisz mi obiecać, że nie powiesz o tym nikomu. Ani jednej osobie, rozumiesz? Nawet Vanessie.
- Nie chcę, żebyś się teraz nade mną litowała. Nie potrzebuję tego.
- Riker ja się nad nikim nie lituję, na pewno nie nad tobą. Jesteś okej, ale muszę to zrobić. Ross od razu chciał ci powiedzieć, ale to była moja wina. Ja się bałam, że powiesz o tym Vanessie, nie chciałam ryzykować, bo i tak dużo osób może na tym ucierpieć.
- O czym ty mówisz? - spojrzał na mnie z podniesionymi brwiami.
- Jest taki chłopak o imieniu Cameron. On ciągle zaczepia się z Rylandem. Wiesz który? - przytaknął głową. - Od czasów, gdy zaczęłam kolegować się z nimi. Najpierw byłam jak chorągiewka. Jeden nie lubił tego, a drugi tamtego. Ale ja byłam bezstronna, znaczy niby dalej jestem, ale nie do końca. Kilka miesięcy temu Joseph, kolega Rylanda. Porwał siostrę Camerona. Przetrzymają ją już od 11 miesięcy. - Riker patrzył na mnie z szokiem wypisanym na twarzy, a ja rozglądałam się, aby upewnić czy nikt nas nie podsłuchuje. - Byłabym bez serca gdybym nie pomogła dla Camerona zwłaszcza, że się kolegujemy.
- To czemu on walnął Alexę w twarz? Przecież to twoja koleżanka!
- Nie krzycz.. Uderzył ją, ale to było zaplanowane. Musimy grać, że się nie lubimy, żeby Joseph nic nie podejrzewał. A ja nie wiedziałam, że Rocky i Ross wkroczą do akcji z uderzeniem w twarz Alexy. Musiałam działać, bo nie chciałam was mieszać. Co wyszło inaczej, bo z Rossem mi się świetnie układało i jakoś od słowa do słowa wyszło, że mi pomoże.
- A co z resztą? Rydel, Ell, Rocky i Ryland?
- Potrzebna była nam dziewczyna, która by uwodziła Josepha, no wiesz.. Żeby z nim być i ogarnąć co kombinuję. Dzisiaj na waszym koncercie ma wyjść między nimi afera, przy której się rozejdą. Joseph zawsze wykorzysta okazję, żeby zbliżyć się do jakiejkolwiek laski. Ratliff o tym wie, żeby nie był zraniony tym, aż tak jak się okaże, że tamta dwójka będzie ze sobą kręcić. Rocky dowiedział się o tym całkiem przypadkiem. Ross gadał o tym z Rydel i Ellem, a Rocky to podsłuchał. A Ryland nie może się o tym dowiedzieć. Jest w to zamieszany, więc od razu poszła by fama.
- Myślisz, że Ell nie będzie zraniony? - zaśmiał się kpiąco.
- Wiem, że będzie. Ale wieść o tym, że robimy to, żeby uwolnić Dove jest dla wszystkim w tym momencie bardzo ważna. To zmniejsza ból. Nie uważasz?
Rozmawialiśmy jeszcze o tym przez dłuższy czas, aż blondyn musiał pójść na próbę do klubu. Poszłam razem z nim, ale zamiast pójść na próbę poszłam na tyły baru i przebrałam się w nowe ubrania, które przyniosła mi Alexa. Stanęłam za ladą, aby nalać sobie i blondynowi coś do picia. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Była jeszcze wczesna pora i ludzi było mało. Do klubu wszedł Cameron z kilkoma kolegami. Usiedli przy stoliku.
- Popatrz się na niego i zaśmiej. Nie wkurzy się, bo załapie o co chodzi. Znaczy wkurzy się na kamerach, ale nic nie zrobi. - Riker wziął do ręki swój napój i odwrócił się ode mnie. Patrzył na każdego, aż jego wzrok zatrzymał się na Cameronie. Prychnął pod nosem i odwrócił się do Laury. Kolega Camerona wstał, a brunetka spojrzała się na Camerona znacząco.
- Graj na zwłokę, ja też będę. - przytaknął głową.
- Ej, koleś coś ci nie pasuję?
- Wiesz, w klubie mogłaby grać trochę głośna muzyka, ale poza tym myślę, że jest okej. A jak ty myślisz? - kolega Dallasa chyba poczuł, że Riker z niego sobie kpi, bo naprężył mięśnie.
- Zostaw go, jeszcze Ryland nas wywali, bo znowu zakłócamy porządek. - zaśmiał się kpiąco Cameron. - Hej lala, zrób nam po piwie i przynieś do tamtego stolika.
- Wal się. Albo poczekasz tu, albo dajesz mi napiwek, żebym wam to tam przyniosła. - powiedziałam nie odwracając wzroku od napoju, który przyrządzałam. Cameron położył mi kilka dolarów i wrócił z kolegami na swoje miejsca. Uwielbiałam kiedy był na widoku i mówiłam mu o napiwkach. Zawsze potem na mnie wrzeszczał, że tylko wyciągam od niego kasę, bo dla innych nie każę płacić za różne głupie rzeczy takie jak przynoszenie trunku do stołu. Do klubu weszła reszta zespołu. Rozglądali się po klubie, aż napotkali nasze wzroki. Szli w naszą stronę, a ja popatrzyłam na Rikera.
- Nie ważne co mi będą teraz robić. Nie możesz wstać, najlepiej nawet się nie odwracaj. Tak samo reszta.
Wzięłam tacę z alkoholem i mijając rodzeństwo Lynchów przeszłam do stolika Camerona. Od jego kolegów zaczęły lecieć sprośne żarty w moją stronę. Jednak nie pierwszy raz słyszę różne teksty od nich, zawsze to samo. Zawsze się śmieliśmy z ich nie udanych podrywów. Cameron nie spodziewanie klepnął mnie po tyłku i wiem, że próbuje odwdzięczyć się za napiwek jaki musiał mi dać. Spojrzałam na niego piorunująco, a ten się do mnie wyszczerzył.
-  Lepiej weźcie się na rozstawianie na scenie instrumentów. Pomogłabym wam, ale muszę ogarnąć kiedy przyjdą.
Po nie całych dwudziestu minutach przybiegłam do nich mówiąc, że Joseph będzie za pięć minut. Riker zaczął brzdąkać coś na gitarze, bo nie wiedział co wymyśliła reszta. Nie miał ochoty z nimi rozmawiać i to było widać na kilometr. Nagle Ell zaczął źle wybijać rytm.
- Naucz się w końcu nabijać rytm. - dorzuciła już znudzona Rydel.
- A ty naucz się kultury. - dorzucił na odczepne Ell.
- Może ta dziewczyna uczy się arogancji od najlepszych? - spojrzała na niego z podniesionymi brwiami, a reszta stała i się temu przypatrywała. Byli na prawdę dobrzy w tej kłótni. Chwilami można było zacząć się zastanawiać czy są aż tak dobrymi aktorami, czy raczej w tym momencie wybuchła wojna.
- Może ta dziewczyna już nie będzie nazywana moją dziewczyną w takim razie? - wstał, a ona patrzyła się na niego ze smutkiem.
- Może i tak będzie najlepiej. - rzuciła szorstko i zeszła ze sceny. Rozpłakana ruszyła w stronę wyjścia. Nie wiedziałam co mam robić. Stuk drzwi i każdy popatrzył się w tamtą stronę, a potem na Ella. Kolejny stuk drzwi i dalej wzrok wpatrzony w Ella, który usiadł z przodu sceny i opuścił głowę w dół. Ratliff wyszedł bez słowa z klubu. Była chwila ciszy. Wszedł Ryland i popatrzył na mnie złowrogo.
- Kurde Laura. Ludzi już przybywa, a nikogo nie ma za barem. Co ty odwalasz dziewczyno? - wrzeszczał na mnie, a ja stałam i się na niego patrzyłam z podniesionymi brwiami. - Na co czekasz pytam? Do jasnej cholery idź i pracuj.
- Ech, widocznie tak miało być. - najmłodszy z nich patrzył się na mnie. - No czego się tak gapisz? Myślisz, że dam ci się traktować jak szmatę? Ja się nie dam i będę robiła co chciała. Odejść nie odejdę, ale pójdę tam jak ogarniesz swoją mordę. Bo z takimi krzykami to nie do mnie.
Przeszłam obojętnie, ale złapał mnie za rękę.
- Czemu Rydel stąd wybiegła? Płakała, a po chwili poszedł za nią Ell, ale zobaczył, że siedzi z Josephem. Więc odszedł. O co chodzi?
- Czemu pytasz się mnie? Masz tam 3 braci, możesz też iść i zapytać albo Rydel albo Ella. Co ja ci jestem, że mam ci wszystko mówić? Oni już stracili zaufanie do ciebie? Nie dziwię się. - wyrwałam mu rękę i odeszłam za drzwi. Nigdy nie lubiłam wpraszać się w życie innych. Byłam zła na siebie, że ich w to wciągnęłam, ale gdy tylko pomyślałam o Dove, że za niecałe trzy tygodnie będzie już wolna, czułam się lepiej. Bo każdy wróci do swojego życia. Poszłam w stronę baru, ale zatrzymałam się na chwile, gdy zobaczyłam, że Joseph ciągnie Rydel za sobą do pokoju. Wiem, że jej teraz nie wykorzysta. Nigdy by nie zrobił tego od razu. Stanęłam za barem i przygotowywałam zamówienia. Podniosłam wzrok po jakimś czasie i zobaczyłam Ellingtona. Dokończyłam robić drinka, podałam go dla dziewczyny stojącej z drugiej strony i ruszyłam w stronę Ella.
- Mam pomysł, powiem dla Alexy, żeby wzięła moją zmianę, że na dzisiaj kończę i posiedzę z tobą. Hm?
- Ze mną i alkoholem, który przyniesiesz?
- Okej.
Minęło już sporo czasu, a Ell wyglądał coraz gorzej i z pewnością coraz gorzej się czuł. Wypił już bardzo dużo, a ja widząc go podniosłam się i poszłam szukać Rocky'ego. Chwile krążyłam po klubie, aż zauważyłam Alexę za barem, a przed nią Rocky'ego.
- Hejka! Rocky pomożesz mi? - popatrzył na mnie z podniesionymi brwiami i machnął głową, żebym mówiła dalej. - No bo twój kolega nie do końca dobrze się czuje..
- Zrozumiałem, że Ell się upił i mam ci z nim pomóc, tak? - zaśmiał się widząc jak energicznie macham głową w górę i w dół. Wstał i przez bar dał buziaka w policzek dla blondynki. Szliśmy chwile, aż znaleźliśmy się przy stoliku na którym opierał się brunet. Rocky cicho westchnął, ale jednak na tyle głośno, żebym to usłyszała. Po chwil stania dołączył do nas najstarszy blondyn.
Wychodząc z klubu odwróciłam się do tyłu zobaczyć jak dużo ludzi jest. Może to głupie, ale zawsze sprawdzam jak dużo osób jest. Zobaczyłam koło łazienek drugiego blondyna wychodzącego z toalet w towarzystwie jakiejś szatynki, która trzymała go za rękę. Wyszedł stamtąd szczęśliwy i z uśmiechem na twarzy. Niestety, gdy zobaczył mnie patrzącą się na niego to uśmiech w mgnieniu oka zniknął mu z twarzy. Czułam się jak śmieć, dosłownie. Całą noc leżał i próbował mi coś udowodnić. Myślałam, że czuje poczucie winy, że mnie olał. Ale jednak dziś zrobił to czego się w ogóle nie spodziewałam. Totalnie mnie zdradził. No bo co można innego robić w kiblu w klubie nocnym z jakąś nowo poznaną dziewczyną? Czułam łzy w oczach i nie dawałam już rady. Szybko opuściłam pomieszczenie. Stałam i patrzyłam jak chłopacy wkładają swojego przyjaciela do samochodu.
- Co się dzieje? Czemu nie jesteście w klubie? - popatrzył na mnie, wiem bo czułam jego spojrzenie na sobie. Ale ja nawet nie zamierzałam na niego spojrzeć. Za bardzo mnie zranił. - Przecież miałaś dzisiaj pracować..
- Jak widać nie pracuje, przeszkadzasz nam.
- Chciałem z tobą porozmawiać. - powiedział twardo, na co tylko prychnęłam.
- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć to mów przy nich. No chyba, że chodzi o tą laskę, która serwowała ci deser w łazience. To przy nich też nic nie mów, nie mam ochoty tego słuchać. - przewróciłam oczami, dalej na niego nie patrząc. Jego bracia stali w ciszy i w osłupieniu. Wiem, że chcieli się wycofać, gdybym była na ich miejscu też bym sobie chciała pójść.
- Laura poradzisz sobie już? My się zmywamy. - chłopaki bez słowa szybkim krokiem odeszli w stronę klubu. Cicho westchnęłam, no bo jak ja taka mała i chuda dziewczyna ma poradzić sobie z brunetem, który jest ode mnie wyższy o jakieś trzydzieści centymetrów? To nie do pomyślenia. Ocknęłam się jak zobaczyłam, że blondyn usiadł na siedzeniu pasażera. I pokazał mi żebym jechała. Ruszyłam i jechaliśmy w ciszy. Jechałam do swojego domu. Pomyślałam, że Rydel na pewno nie chce wrócić do domu i zobaczyć go w tym stanie. Gdy już zaparkowałam w garażu Ross wyszedł i otworzył drzwi z tyłu. Z samochodu wypadły nogi bruneta, blondyn się lekko zaśmiał i wsadził głowę do auta. Walną go raz po policzku, nie zadziałało. Drugi, trzeci i nic. Zniecierpliwiony blondyn walnął go jeszcze raz, ale tym razem z większą energią i mocą. Podziałało! Brunet otrząsnął się i popatrzył na nas. Chciał się podnieść, ale alkohol w ciele nie pozwalał mu na takie czyny. Ross widząc jaką walkę toczy brunet wziął go pod ramię i kierował do środka domu. 
- Gdzie go zanieść?
- Do gościnnego. To naprzeciwko strychu. - odpowiedziałam chcąc brzmieć łagodnie, ale nie wyszło mi to. Ominęłam blondyna, ale Ellington złapał mnie za rękę.
- Dasz się naaaapić? 
- Weź go do kuchni, dam mu trochę wody. - Ross przytaknął i prowadził go do kuchni.
Gdy znaleźli się w kuchni, było trochę zamieszania. Na początku Ellington chciał udowodnić, że sam sobie potrafi nalać, ale nie udało mu się to i pobił kilka szklanek. Ross się w tedy zdenerwował i posadził go na krześle. Po czym usiadł na stoliku przy i położył na nim nogi, żeby nie miał jak wstać. Podałam mu szklankę, wypił jej zawartość i patrzył się na nas. Siedzieliśmy w ciszy. 
- Nie wierzę, że to się stało. - popatrzył w ziemię. 
- To, że pobiłeś kilka szklanek, czy że się nawaliłeś w trzy dupy?
- Ross mądralo. Może ty też powinieneś się zastanowić jak to się stało, że w łazience jakaś laska....
- W to, że Rydel i ja zerwaliśmy.. - przerwał mi brunet.
- Ell, wiesz, że to na góra miesiąc. Wszystko wróci do normy obiecuje. - przestałam mówić, bo zobaczyła na jego policzku jedną łzę. Brunet wstał i prawie się przewrócił, ale w ostatniej sekundzie złapał go Ross. Zaprowadził do pokoju i układał do łóżka. Zaczęłam sprzątać w kuchni szkło z podłogi.
- Zakochałaś się w nim.
- O mój Boże! Cameron! Przestraszyłeś mnie.. Nie rób tak więcej.
- Zakochałaś się w nim. - powtórzył, a ja na niego spojrzałam.
- To nie prawda. Lubię go, ale to nie znaczy, że się zakochałam.
- Nie robiłabyś mu takiej jazdy z tą jego koleżanką.
- Odczep się, w ogóle jak tu wszedłeś?
- Nie nazywałbym się Dallas jakbym miał problem z wejściem do twojego mieszkania. Nie zmieniaj tematu i mnie posłuchaj.
- Nie teraz to ty mnie posłuchasz...
- Ja nie jestem Ryland, ja cie słucham zawsze. Więc nic ci się nie stanie jeżeli to raz ja się wypowiem, a nie ty. - popatrzyłam się na niego i widziałam tylko, że był zły. Usiadłam i patrzyłam się na niego. - Wiesz, że nie możesz go narażać w takim razie tak? To co robisz jest nie do pojęcia. Potem go tylko zranisz, z resztą nie tylko go. Laura co będzie jak Alexa się dowie? Sam marzę o tym żeby zrezygnować, ale wierzę w ciebie i chcę odzyskać siostrę. Ale wracając do niego nie wiem co ty dziewczyno w ogóle wyrabiasz. On wydaje się spoko, zastanów się kilka razy.
- Wiem co robię, a twoje zdanie mam gdzieś. To ja daję warunki, to ja ci wszystko mówię, więc to jest moja sprawa co zrobię i komu.
- Skrzywdziłaś już tego bruneta, jeszcze ci mało?! Laura posłuchaj się, tobie już od dawna chyba nie chodzi o moją siostrę.
- Nie mów tak, żeby mi nie zależało to nie wymyślałabym tego planu.
- Tym planem nic nie osiągniesz jeżeli nie będziesz miała poparcia. A u mnie go nie uzyskasz, a jeżeli znowu dasz mu dupy to i on zauważy, że go wykorzystujesz.
- Ojejku, bo się popłaczę. - udałam, że wycieram łzę z policzka. Brunet nie wytrzymał i podniósł mnie za bluzkę do góry.
- Chce odzyskać siostrę, ale nie za każdą cenę. Mogę zrobić to nawet sam, ale nie chce, żeby potem oni myśleli, że też w twoim pomyśle brałem udział, kumasz? - powiedział przez zaciśnięte zęby i mnie puścił. Upadłam tyłkiem na krzesło, a on wyszedł przez drzwi prowadzące do ogrodu. Zapiekła mnie rana na brzuchu od gwałtownych ruchów bruneta. Westchnęłam i powróciłam do sprzątania szkła. Po kilku minutach pojawił się w progu blondyn. 
- Ell już śpi, mogę zostać na noc?
- Jak sobie chcesz, mnie to mało obchodzi gdzie będziesz spać. 
- Laura, przestań. Proszę cie.. - objął mnie od tylu, przez chwilę wtuliłam się jeszcze w jego ramiona, ale po tej jakże cudownej chwili szybko odskoczyłam i znowu grałam oschłą dziewczynę.
- Lepiej idź do tej laski, na pewno cie przenocuje.